30 stycznia 2024
SETNY ODCINEK PODCASTU do przeczytania. Polskie Wino 2023 & 2024 – podsumowanie i prognozy.
Styczeń to tradycyjny czas podsumowań. Tak jest również w Radiu Kulinarnym. To już nasze czwarte podsumowanie w cyklu POLSKIE WINO. Na dodatek okazja dla nas szczególna, ponieważ to już 100 odcinek podcastu!
Z tego odcinka dowiecie się:
- Co ważnego wydarzyło się w polskim winiarstwie – polskim winie w ubiegłym roku
- Jaki był ubiegły rok w kontekście rozwoju rynku polskiego winiarstwa
- Jakie wydarzenie winiarskie zapadło naszym gościom w pamięci w tamtym roku i dlaczego
- Jak to jest w ogóle ze świadomością polskiego wina
- Jak wygląda aktualnie rozwój polskiej enoturystyki
- Najważniejsze trendy i przewidywania na 2024
Do podsumowania ubiegłego roku i progoz na ten rok zaprosiliśmy gości:

Katarzyna Korzeń – dr iż nauk biologicznych, enolog, edukuje i doradza w ramach Akademii EnoRozwoju, prowadzi warsztaty degustacyjne. Jest założycielką i redaktorką EnoPortalu – wirtualnej bazy wiedzy o polskim winiarstwie i autorką książki „Polskie wino. Ludzie. Miejsca. Historie.”
Patrycja Krauze – właścicielka znanych krakowskich winebarów – Dzikie Wino, które mieści się na Rynku Głownym i Dzikie wino na Kleparzu – pierwszego w Polsce winebaru tylko z polskimi winami, animatorka i sprawczyni wielu degustacji i spotkań z cyklu „polskie wino i kultura”
Radosław Froń – znany jako Paragraf w Kieliszku, prawnik rynku napojów alkoholowych, wspiera polskich winiarzy w prowadzeniu ich działalności od strony formalnej chroniąc przed ew. problemami, dziennikarz i sędzia winiarski, serwisu prawoalkoholowe.pl, wykładowca Podkarpackiej Akademii Wina w Jaśle i wielu uczelni, współzałożyciel oraz członek rady Fundacji na Rzecz Rozwoju i Promocji Winiarstwa Galicja Vitis, współwłaściciel krakowskiego browaru kraftowego “Browar Dwie Wieże” oraz marki destylatów rzemieślniczych “Destyl”. Prowadzi własny serwis „Prawo alkoholowe” i podcast “Biznes wysoko oprocentowany”
Mariusz Kapczyński – dziennikarz winiarski, red. naczelny portalu Vinisfera, baczny obserwator polskiego winiarstwa, autor wielu publikacji o polskim winie w tym m.in. Atlasu Polskie Wino, opowiada o polskim winie na swoich degustacjach. W roku 2015 „Magazyn Wino” wyróżnił go nagrodą Grand Prix w kategorii „promocja kultury wina w Polsce”. W roku 2018 został nagrodzony przez Kapitułę Nagrody Świętego Marcina za „za wyjątkowe zasługi w dziedzinie promocji polskiego wina”. Autor Atlasu Wina – Polska (2021)
Dyskusję prowadził tradycyjnie Bartosz Wilczyński Radio Kulinarne, marketingowiec i doradca polskich winiarzy, specjalista w zakresie brandingu, zarządzania marketigiem winiarskim i enoturystyką, dziennikarz i sędzia winiarski, szkoleniowiec w Podkarpackiej Akademii Wina
Partnerem odcinka jest kwartalnik

Bartosz Wilczyński (BW) : Chciałem was zapytać z punktu widzenia tego czym się zajmujecie o ten miniony rok w polskim winie i winiarstwie. Kasiu – co dla ciebie było najważniejsze?
Katarzyna Korzeń (KK): Taka główna i najważniejsza obserwacja, jaką ja w tym roku odebrałam bardzo mocno, to jest to jak fajnie i miło enoturyści i konsumenci zaczynają podchodzić do polskiego wina i to, jak bardzo rośnie świadomość tego, co konsumują. Ja od zaplecza znam kilka winiarskich festiwali i obserwuję to już od wielu lat i ten poprzedni rok naprawdę wydał mi się przełomowy. To już nie jest moment, kiedy ktoś podchodzi do stoiska i pyta o czerwone pół słodkie winko. Oczywiście, tacy też się zdarzają i ich też lubimy i pozdrawiamy. Natomiast bardzo mnie cieszy to, że przychodzą ludzie, pytają już nie tylko o solarisa, ale też o wina z innych odmian i co ważne, potrafią porównać i wspomnieć to wino z tej samej odmiany od innego producenta. Czyli opowiadają, że miesiąc temu byłem w winnicy X i piłem podobne wino i ono smakowało tak i tak, i to jest chyba to, na czym najbardziej nam zależało i takie ukoronowanie naszej wieloletniej pracy i oby tak dalej.

BW: Patrycjo – a co dla ciebie – osoby prowadzącej wine bary, w tym jeden tylko z polskim winem, było najważniejsze?
Patrycja Krauze (PK) Ja mam podobną obserwację jak Kasia. Tylko nie z punktu widzenia turystyki, a bardziej z punktu widzenia działalności wine barów. Nasi goście przychodzą do nas bardzo często i dużo częściej niż kiedyś po bardzo konkretne wina. I informacja, że na Starym Kleparzu mamy tylko polskie wina nie płoszy ich, a wręcz przeciwnie. Wchodząc do nas mówią, że szukają konkretnej etykiety, a kiedy okazuje się, że akurat to wino się skończyło, proponujemy coś podobnego, a oni od razu wiedzą, o co chodzi. To potwierdzenie tego, że rzeczywiście mamy do czynienia z konsumentem, który jest bardzo świadomy i według mnie to jest taka zauważalna zmiana, która dokonała się w ostatnim roku.
Mariusz Kapczyński (MK): A ja myślę, że warto spojrzeć na polskie winiarstwo w kontekście tego, jak ono się prezentuje na tle sytuacji w Europie, zwłaszcza w tych przodujących krajach. Myślę o Francji, Włoszech czy Hiszpanii. Tendencje są takie, że tam konsumpcja i produkcja spada i ten spadek jest odnotowywany od wielu lat. Warto też spojrzeć na taki trend nie tylko spadku produkcji, ale też spadku konsumpcji w Europie zachodniej. Jestem bardzo ciekaw, jak ta fala dotrze w pełnej sile do Polski, bo my póki co jesteśmy beneficjentami tej sytuacji. W Polsce zaczynamy pić coraz więcej polskiego wina i nie tylko, przybywa też winnic, więc ta tendencja wzrostowa, o której dziewczyny już wspominały, warta jest obserwowania, i to w kontekście tego się dzieje w innych krajach. Trzeba też pamiętać, że w ubiegłym roku, w Europie zachodniej winiarze borykali się z wieloma problemami, związanymi przede wszystkim z naturą, z chorobami wywołanymi przez grzyby. Powodzie, opady, duże pożary spowodowały, że wyprodukowano mniej wina. Mało tego, szeroko komentowana była sytuacja z Francji, z Bordeaux, gdzie mówi się o poważnym spadku produkcji wina, ale też o tym, że dotuje się winiarzy, którzy się decydują na wycinkę winorośli czy przebranżowienie się. U nas te kłopoty aż tak nie były dokuczliwe. Oczywiście, jak się rozmawia z winiarzami, to wielu z nich wspomina, że w ubiegłym roku wyprodukowali mniej wina, ale też będzie ono dobrej jakości. Na razie zmiany klimatu, ocieplenie, o którym się cały czas mówi ma ewidentny wpływ na niebywałą dynamikę powstawania nowych winnic i tych nowych winnic znów będzie przybywać, zarówno w tym roku, jak i w kolejnych latach. To, że wina krajowe trzymają bardzo dobry poziom jeśli chodzi o jakość, przekłada się na coraz bardziej przyjazne spojrzenie rodzimych konsumentów na polskie wino.
BW: Radku, czy możemy powiedzieć, że polscy winiarze się profesjonalizują? Rośnie przecież liczba winnic. I tu kamyczek do twojego prawniczego ogródka – czy masz w związku z tym więcej pracy a doba ci się wydłuża?
Radosław Froń (RF): Jest to bardzo widoczne i w skali, jak powiedział Mariusz, i niewątpliwie także w profesjonalizacji projektów winiarskich. Coraz mniej jest takich projektów, które są oderwane od rzeczywistości, nie wiedzą, jak to dobre wino robić i w ogóle jak się do tego wszystkiego zabrać. Profesjonalizuje nam się także zaplecze handlowe, bo jest już gdzie wino degustować, jest gdzie kupować i dostępność polskiego wina staje się równie powszechna, jak to wino i specjaliści na zapleczu tego całego rynku, jak choćby winemakerzy, którzy pomagają przy produkcji wina, przy sadzeniu winnic, przy ich uprawie, ochronie itd. Ten rynek niewątpliwie się profesjonalizuje, a skala rozwoju chyba najbardziej mi też zaimponowała w tym roku, bo utrzymujemy już przy całkiem dużych jak na polskie warunki sytuacjach, duże, duże przyrosty. To jest ponad 20 procent przyrostu winnic, przynajmniej jeżeli chodzi o sztuki, o liczbę tych projektów komercyjnych, oficjalnych, winiarskich w Polsce mamy ich teraz przeszło 500. I też wyraźnie widać, że jesteśmy niewątpliwie beneficjentami tych zmian klimatycznych. Strefa uprawy winorośli w Europie przesuwa się na północ, to widać też w naszym kraju, także w Polsce ta strefa uprawy winorośli z klasycznych regionów winiarskich Dolnego Śląska, lubuskiego czy Małopolski przenosi się coraz wyżej w kierunku Bałtyku. Z roku na rok widzimy wyraźnie, że Wielkopolska, Pomorze Zachodnie czy nowo rodzący się region łódzki zaczynają coraz poważniej się prezentować.

BW: Kasiu, a jaki to był rok z punktu widzenia enologa?
KK: Oczywiście jeśli chodzi o winiarstwo, to lubimy wszystko generalizować. Natomiast w winiarstwie skala mikro jest najistotniejsza, czyli mikroklimat i spojrzenie indywidualne na pojedyncze winnice. Rok nie był zły, zaczął się, w większości przypadków trochę później, wegetacja wystartowała później, ale winnice szybciutko to nadrobiły. Natomiast różnie było z latem i z końcówką roku, czyli tak naprawdę, jeżeli chodzi o surowiec oczywiście, generalizując i abstrahując od pojedynczych przypadków, mamy dobrą zawartość cukru, bo wszyscy na to zwracają uwagę, ale mamy wyższą kwasowość, co wcale nie znaczy, że źle, jest wręcz przeciwnie, chociaż z aromatycznością jest różnie. To znaczy, że w tych miejscach, gdzie uprawa winorośli jest mocno uzasadniona, jest dobrze, jest przyjemnie, a w innych troszeczkę się to porozmywało. Oczywiście też nie możemy zapominać o umiejętnościach winifikacyjnych. Ja bym powiedziała, że nie będzie źle.
BW: A jak wspominacie sobie ten ubiegły rok, to jakie wydarzenie winiarskie zrobiło na was największe wrażenie?
PK: Trudne pytanie, ponieważ tych wydarzeń było bardzo dużo i takich w mikroskali lokalnych degustacji i tych dużych festiwalowych. Ja przyznam szczerze, tak, zupełnie, subiektywnie najprzyjemniej wspominam dwa festiwale winiarskie, czyli Muśniętych oraz Winiarze i Przyjaciele we Wrocławiu. I one mi sprawiły najwięcej radości.
BW: Ale co było w nich takiego szczególnego, co ciebie ujęło w tych festiwalach
PK: Myślę, że atmosfera. Atmosfera i nie powiem, że pogoda, bo akurat wcale nie (śmiech). Akurat na Muśniętych było za gorąco, a we Wrocławiu było deszczowo i ciut zimno. Natomiast generalnie, tutaj akurat patrzę w oczy Mariuszowi, we Wrocławiu mi się bardzo podobały panele degustacyjne, bo prowadził je Mariusz, prowadził je Maciek Nowicki, byłam na jednych i na drugich i była to gigantyczna przyjemność. Było też bardzo dużo nowych win i ta możliwość spróbowania wielu nowych etykiet, i roczników, poznania nowych winnic, jest z punktu widzenia osoby prowadzącej wine bary po prostu bezcenna. Chcę też zaznaczyć, że tych wydarzeń winiarskich w tym roku było bardzo dużo i z mojego punktu widzenia bycie na wszystkich było niemożliwe.
BW: A tobie się Mariuszu, podobały się twoje degustacje na imprezach winiarskich?
MK: Moje degustacje zawsze mi się podobają (śmiech), uwielbiam je, ale jeśli pytasz o wydarzenia, to muszę powiedzieć, że ta obfitość wydarzeń i liczba nowych winnic jest rzeczywiście warta podkreślenia. Ja ze swojej strony zwróciłbym uwagę na taką wewnętrzną imprezę, jaką jest Konwent Polskich Winiarzy. W zeszłym roku konwent odbył się w Poznaniu i można powiedzieć, że w pewnym sensie była to impreza, na swój sposób przełomowa, bardzo udana pod względem frekwencyjnym, jak też samego programu, organizacji. Konwent jest imprezą trudną do zorganizowania, ponieważ trzeba zdobyć na to pieniądze. Ona czasami jest krytykowana, są dyskusje, po co to, dla kogo, niemniej jednak jeśli chodzi o środowiskowe spotkanie, to jest to wciąż najważniejsza impreza. Wiemy też już, że nowe Stowarzyszenie Winiarzy Łódzkich zorganizuje w tym roku konwent i mamy bardzo duże oczekiwania, bo wokół Łodzi rodzą nam się musujący winiarze i jest tam okazja do spróbowania fajnych bąbelków. Warto też zwrócić uwagę na nowe stowarzyszenie, które w zeszłym roku się zawiązało, czyli Stowarzyszenie Winiarzy Ziemi Chełmińskiej. To też pokazuje, że nawet tak egzotyczne winiarsko miejsca w Polsce jak okolice Torunia, czyli właśnie ta Ziemia Chełmińska, że coś się tam dzieje. Zawiązało się tam stowarzyszenie, które ma swoje ambicje i myślę, że ta chęć stowarzyszania się, działanie razem jest bardzo pozytywne, bo jak wiadomo, w grupie łatwiej, lepiej i ładniej jest się pokazać i działać.
BW: A ja sobie przypominam jeszcze jedno stowarzyszenie, takie jak Santockie Winnice, a więc rzeczywiście widać, że takie działania winiarze chętnie podejmują. Kasiu a co ty zapamiętałaś z ubiegłorocznych wydarzeń winiarskich. Co było fajnego?
KK: Ja pamiętam, dużo fajnych rzeczy. Nie sposób wszystkiego wymienić, ale na pewno zaczęłabym, tak jak Patrycja, od Muśniętych. To jest fantastyczna impreza ze względu na atmosferę, ale też na swoją wyjątkowość. W kraju, w którym winiarstwo jest na etapie zupełnie początkowym, już mamy imprezę, która koncentruje się wyłącznie na winach musujących, więc jest to absolutny ewenement. Z sentymentu i oddając cześć tradycji wspomnieć muszę o Międzynarodowych Dniach Wina w Jaśle. Tam zawsze, jak co roku, było fantastycznie i miło. Konwent Winiarzy Polskich zdecydowanie tak, Mariusz słusznie podniósł ten temat, to był przełomowy konwent i jest to ważna impreza. Powiedziałabym, że rok temu przestawała wydawać się najważniejsza, natomiast ta zmiana formuły, zmiana organizacji sprawiła, że znowu jakby wróciła na dobre tory. I nie mogłabym nie wspomnieć o festiwalu, który też pod pewnym względem jest ewenementem, bo odbył się pierwszy raz, o Kazimierskim Festiwalu Wina i wspominam o nim nie tylko dlatego, że byłam zaangażowana w jego organizację, ale dlatego, że jest to festiwal, który pokazał, że tworząc nową imprezę winiarską, można zrobić ją dobrze i w sposób bardzo atrakcyjny dla konsumenta. To jest też taka moja dodatkowa obserwacja z tego roku, że gdy zaczynamy pracować z jakimś wydarzeniem związanym z polskim winem, to z jednej strony jest łatwiej organizatorom, bo to wino nie jest już taką egzotyką, dziwnym tworem, do którego trzeba ludzi przekonywać, bo oni już wino znają, ale z drugiej strony poprzeczka jest już trochę wyżej. Jak wspominałam na początku, konsument, enoturysta, już trochę o tym winie wie i ma pewne oczekiwania. Tak więc, gdy teraz wchodzimy z nową imprezą, to musimy już pokazać pewien poziom i musimy to zrobić bardzo profesjonalnie. I Kazimierski Festiwal Wina, moim zdaniem tę poprzeczkę i ten ciężar udźwignął.

RF: A ja jako ostatni z przesłuchiwanych, nie mam już przestrzeni na żadną oryginalność, natomiast krótko powiem, zastępując nieobecnego tutaj, a słuchaczom zapewne znanego Wojciecha Bosaka, że ten Toruń akurat aż tak bardzo mnie nie zaskakuje. Mamy nawet dowody naukowe w postaci ksiąg handlowych Zakonu Krzyżackiego. Okazuje się, że w dobrych dla zakonu czasach, chociaż dla Polski niekoniecznie dobrych, to tego wina krajowego, czyli właśnie z ziem Zakonu Krzyżackiego spławiano w Gdańsku całkiem sporo.
MK: Pozwól, że wejdę ci w słowo – jest nawet publikacja bardzo poważna na ten temat i tutaj myślałem bardziej o konsumentach.
RF: Konsumenci będą zdziwieni, ale mamy nadzieję nierozczarowani, ponieważ jak już mówiłem wcześniej, ta strefa uprawy winorośli w Polsce przesuwa się na północ. Natomiast jeżeli chodzi już o same festiwale, to za Patrycją, gorąco wracam do Muśniętych i jednocześnie zgłaszam tutaj srogą pretensję. Bartoszu, skoro to setny odcinek podcastu w Radiu Kulinarnym, to dlaczego tych bąbelków nie ma na naszym stole? Jak rozumiem będziemy świętować po nagraniu.
BW: I koniecznie w wine barach z polskim winem.
RF: Nie wyobrażam sobie tego inaczej. Dzikie Wino powinno być otwarte. Jeżeli idziemy dalej tym termicznym już wspomnieniem, to oczywiście są równie ciepłe festiwale. Na przykład bardzo mało znany festiwal w Ojcowie, odbywający się w samym sercu Ojcowskiego Parku Narodowego. To szalenie relaksująca, sympatyczna impreza z dobrymi winami ze zwartego chyba najbardziej regionu winiarskiego w Polsce, w dodatku odbywająca się przy Pstrągu Ojcowskim. Jest co przekąsić do tego wina, jest też wyśmienite towarzystwo. Nie mógłbym też za Kasią nie wspomnieć o równie mi bliskim festiwalu w Jaśle czyli o Dniach Wina, które odbywają się w ostatni weekend sierpnia. To jest jedna z największych w kraju imprez winiarskich, od której kilkanaście lat temu zaczęła się moja przygoda z polskim winem. Pochwalić trzeba też debiuty – Kazimierski Festiwal Wina, który odbył się także w bardzo gorącej atmosferze. I kolejny, klimatycznie nieco chłodniejszy festiwal w Krakowie WinWin EnoFest w Fortach Kleparz, debiut na mapie festiwalowej w Polsce. Idąc dalej, to Konwent Winiarzy Polskich wielkie przedsięwzięcie w zupełnie nowym formacie. Wszyscy chwalą, ale nikt nie powiedział, co się zmieniło tak naprawdę. To warte zaznaczenia dla słuchaczy, którzy na konwencie nie byli, albo na konwent się nie dostali, bo chyba pierwszy raz w historii było zdecydowanie mniej miejsc, niż osób zainteresowanych. A konwent zmienił się z takiej oblężniczej, panelowej, dwudniowej degustacji wszystkiego, co w Polsce jest do wypicia – w prawdziwą konferencję, taką pół naukową konferencję winiarską z ciekawymi warsztatami, wykładami, degustacjami. Dużo dobrego działo się.

BW: Rozmawialiśmy już o relacji między winiarzami, rynkiem winiarskim i konsumentami. Po tej wielkiej liczbie degustacji i festiwali, które miały miejsce w ubiegłym roku, moglibyśmy zaryzykować stwierdzenie, że polskie wino stało się modne. A może jednak, jest to wniosek nieuprawniony. Jak tu tak wszyscy siedzimy, jesteśmy w pewnej bańce winiarskiej. Prawda czy fałsz? Otwieram dyskusję
RF: To ja rozpocznę. Od świeżego wspomnienia anegdotycznego. Przechodziłem ulicą, zupełnie przypadkową na obrzeżach centrum Krakowa i akurat miałem okazję usłyszeć dwie panie, które stały bardzo blisko mnie, na przejściu dla pieszych. Czekaliśmy na zmianę czerwonego światła. Ich dość doniosłe ich głosy pozwoliły mi usłyszeć, że panie rozmawiały o polskim winie, o tym, że piły wino z lokalnej winnicy, że było dobre, chwała Bogu! Nie rozmawiały z jakimś wielkim znawstwem, więc zapewne są poza tą naszą bańką, ale był to główny wątek rozmowy. Niestety nie towarzyszyłem im dalej, byłoby to zupełnie nieeleganckie, ale byłem świadkiem takiego wydarzenia. Mam zatem przekonanie, że może nie powszechnie, ale coś się zaczyna dziać, że to wino polskie już przenika do świadomości. Ludzie słysząc o polskim winie, ludzie spoza branży, nie reagują już dziwnym śmiechem i pytaniem, czy to wino jest z jabłek? Tak więc, chyba jest dobrze.
BW: Patrycjo, a jak tam jest z twoją bańką?
PK: Moja bańka też oczywiście pozostaje bańką, ponieważ jak się prowadzi wine bar z polskim winem oraz drugi wine bar, który był pomyślany jako miejsce, w którym znajdziemy bardzo dużo polskiego wina, to ja pozostaję w tej bańce. Natomiast kiedy otwieraliśmy Dzikie Wino na Rynku ponad trzy lata temu, to tym naszym wyborem czterdziestu etykiet polskich bardzo się wyróżnialiśmy i ten wyróżnik jednak już nie jest aż tak wyróżniający trzy lata później. Co nas cieszy. W sumie od początku nam o to chodziło, chcieliśmy się specjalizować w polskim winie i robimy to nadal, ale to, że tych win jest więcej i że inne wine bary czy restauracje, które szczycą się dobrze skonstruowaną kartą win, o winach polskich nie zapominają, to jest coś, co właściwie wszystkim nam chyba tutaj chodzi, tak jak jesteśmy.
BW: To teraz bańka Kasi
KK: Bańka niewątpliwie jest i bańka bywa myląca i łudząca. Przede wszystkim bańka czasami prowadzi do takiego nieposkromionego hurra optymizmu, z bańki najskuteczniej wyciągają nas właśnie konsumenci i to ci konsumenci początkujący. Ja mam kontakt z różnymi konsumentami, bo zdarza mi się prowadzić degustację dla różnych grup. Natomiast w tym roku najskuteczniej kontekst do bańki zdobyłam, spotykając się z czytelnikami książki, ponieważ moja książka „Polskie Wino” powstała z zamysłem takim, żeby to polskie wino troszeczkę oswoić i pokazać je od strony na tyle, nie chcę użyć słowa obyczajowej, ale na tyle interesującej nie tylko dla konsumentów wina, żeby w ogóle ludziom uświadomić, że te polskie winnice istnieją i faktycznie na wielu spotkaniach z czytelnikami miałam do czynienia z ludźmi, którzy przez tę książkę o tym polskim winie się dowiedzieli. Kluczowe jest to, że po poznaniu tych historii, poznaniu tych ludzi, poznaniu miejsc, poczytaniu o nich, oni oczywiście zaczęli próbować i kluczowe dla mnie jest to, że to próbowanie wypada dobrze. Ono z roku na rok wypada coraz lepiej. Ludzie coraz chętniej próbują polskiego wina, a potem do niego wracają, bo nie jest sztuką pokazać polskie wino raz, nie jest sztuką zaprosić jednorazowo do winnicy enoturystę. Teraz sztuką jest zrobić taki produkt, który sprawi, że z przyjemnością ci ludzie do nas wrócą i wydaje mi się, że tych wracających konsumentów, wracających enoturystów jest coraz więcej i to jest to, co nas powinno cieszyć.

BW: Czas na bańkę Mariusza
MK: Patrząc na te bańki, to wydaje mi się, że wiele czynników wskazuje na normalizację. Wina trafiają do supermarketów, piszemy książki, artykuły, jest masa degustacji, szkoleń. To wszystko jest, działa, nie ma z tym żadnego problemu. Wyskakując z kolei z bańki to pamiętam kilka rozmów z bardzo młodymi ludźmi i tutaj wrócę do tego wątku, o którym mówiłem, czyli o modzie na polskie wino. Ale jest też moda na nie picie wina i ten ruch ma już swoją nazwę – NoLo czyli no alcohol albo LO alcohol, czyli bezalkoholowe albo niskoprocentowe alkohole. Warto tu odnotować, że swój dobry moment miały i ciągle mają piwa bezalkoholowe, ale przecież regularnie z roku na rok rośnie produkcja i zainteresowanie winem bezalkoholowym. Więc tutaj te dwie płaszczyzny kiedyś się spotkają i to będzie na pewno bardzo interesujące obserwować, czy w ogóle ta fala do nas dotrze, jeśli tak jak mocno się zetrze z tą tendencją picia polskiego wina, picia wina w ogóle. Bez wątpienia czekają nas ciekawe lata do obserwacji, do podobnych spotkań i dyskusji.

PK: Natomiast ja jeszcze chciałbym dodać, że wychodząc z bańki, mamy do czynienia w wine barach z konsumentami, którzy przychodzą po polskie wina, bo chcieliby spróbować polskiego wina, bo jest moda na lokalność, bo nie pili, ale słyszeli że jest dobre i to jest taka grupa, która na propozycje ze strony sommelierów – a może coś z Polski? – wykrzywia się, robi straszne miny i mówi, że absolutnie nie. No i moi sommelierzy bardzo często robią taki eksperyment, proponując naszym gościom dwa kieliszki. Nalewają te dwa kieliszki wina totalnie w ciemno. I to jest bardzo przyjemne, że można zobaczyć zaskoczenie, kiedy się okazuje, że to polskie wino, dopóki się nie wie, że to jest polskie wino nagle okazuje się bardzo konkurencyjną propozycją w zestawieniu z dobrymi winami z Hiszpanii, Francji, Włoch.
BW: To zadam pytanie prowokacyjne. W ubiegłym roku przetoczyła się taka dyskusja- ona nie była często merytoryczna – czy polskiego konsumenta, który choć trochę zetknął się z polskim winem, obchodzi w ogóle czy ono zostało wytworzone z odmian hybrydowych czy z odmian szlachetnych vitis vinifera?
MK: Myślę, że ta dyskusja już trwa od dłuższego czasu, z różnymi efektami. Myślę, że polskiego konsumenta niespecjalnie to obchodzi. Pewnie znaleźlibyśmy takich bardziej już zaawansowanych pijaczy wina, którzy kładą na to nacisk, ale próbujmy jednak tę naszą bańkę przebijać. Pamiętajmy o tym, że chociaż dużo się zmieniło to polskie wino jeszcze nie jest powszechne. Myślę, że konsumenci i to najlepiej sobie samemu sprawdzić odwiedzając jakiś festiwal wina i podsłuchując czasami rozmowy między producentami a gośćmi, którzy przychodzą by tego wina spróbować, że tu jest jeszcze dużo, dużo do zrobienia. Sam fakt, że oni się pojawili na festiwalu, to już jest dobry punkt, ale to o co pytają, o jakie wina proszą – tu Kasia mówiła o tym, że dużo się zmieniło, że już to winko czerwone, pół słodkie, już nie takie częste, ale pamiętajmy, że mówimy o sytuacji festiwalowej, gdzie ktoś jednak się pojawił i jest zainteresowany. Natomiast myślę, że jest cała masa rzeczy do zrobienia i ta dyskusja, o którą zapytałeś, jest dyskusją właśnie w bańce. Chociaż, gdyby się odnieść do niej merytorycznie, bardzo jest ciekawe to, że oczywiście vitis vinifera, bardzo byśmy chcieli, ale nie wiem, czy nasi słuchacze wiedzą o tym, jak mocne są tendencje w różnych częściach Europy do sadzenia hybryd, właśnie ze względów tych klimatycznych. Długo by o tym opowiadać, nie chcę tego tematu, rozciągać. Myślę, że niech to się samo przetoczy, a takie dobre rady wuja dobrej rady dla winiarzy co mają robić a co nie, to ja jestem za tym, by winiarzom zostawić decyzję, to jest ich sprawa.
RF: Sam fakt Bartoszu, że zadałeś to pytanie już wyraźnie potwierdza, że jesteś w bańce. Znakomita większość konsumentów nie ma bladego pojęcia, czym są odmiany hybrydowe.
BW: Ja chcę tylko przypomnieć, że podkreślałem iż pytanie jest prowokacyjne.
RF: I naprawdę konsumentów to nie obchodzi. Niewątpliwie przewaga vinifer, taka konsumencka, w sprzedaży – to do Patrycji bardziej pytanie – wynika z tego, że parę takich najbardziej popularnych odmian vitis vinifera, gdzieś tam kulturowo się otarło, z filmów, z jakichś innych środków przekazu, jakiś riesling od dawna z dobrą sławą, niesłusznie zawsze chardonnay czy cabernet czy pinot noir. To jest coś, o czym ludzie słyszeli, że są takie wina i być może jak zobaczą to na etykiecie polskiego wina, to coś im to powie, jakieś wspomnienie przywoła. Przy odmianach hybrydowych niekoniecznie, bo jest to specyfika, jednak trzeba pić polskie wino, żeby z tymi odmianami w większości przypadków się zapoznać, chociaż pewnie też wśród w miarę świadomych winopijców, którzy odwiedzają choćby festiwale, parę takich odmian hybrydowych też już się utarło. Śmiem stwierdzić z przykrością pewną, że taką marką jest solaris, choćby w Polsce jednoznacznie z tym kojarzony.
PK: Jednoznacznie kojarzony i jednoznacznie, bardzo często utożsamiany jako nazwa własna wina produkowanego w pewnej dużej winnicy na północy Polski.
RK: To akurat dobry wzór.
KK: To ja jeszcze chcę coś dodać, a propos tych wszystkich kontrowersji. Po pierwsze nie do końca się z tobą Radku zgodzę, ponieważ tych konsumentów, których ja spotykam na moich degustacjach i którzy próbują wejść w ten świat polskiego wina i konsumują świadomie, bardzo mocno obchodzi, o co chodzi z hybrydami i vinifirami, bo nie wiedzą, o co chodzi. To jest jedno z najczęstszych pytań, na które odpowiadam o co w tym wszystkim chodzi. Ja zawsze lubię mówić, parafrazując pewną klasykę, że polskich win nie można dzielić na, kolokwialnie mówiąc, hybrydy i vinifery, ale na lepsze i gorsze. Zawsze też lubię powtarzać, że dobre wino z hybrydy zawsze będzie lepsze, niż byle jakie wino z vinifery i od tego powinniśmy wyjść. A już tak zupełnie profesjonalnie i merytorycznie do tego podchodząc, to są fajne dyskusje, do podnoszenia pewnych tematów, do podbijania popularności pewnych tematów. Natomiast koniec końców mamy dwie rzeczy. Po pierwsze mamy konieczność dostosowania tego, co uprawiamy, do tego, gdzie to uprawiamy, po drugie mamy konieczność wyobrażenia sobie i dostosowania tego, co uprawiamy do tego, co chcemy z tego wyprodukować, a po trzecie mamy w tej chwili tak daleko idący rozwój biologii, genetyki i winoogrodnictwa i szkółkarstwa, że możemy sobie pozwolić na używanie zdobyczy z tych wszystkich dziedzin. I tak naprawdę piwi, hybrydy tych najnowszych generacji są naprawdę dobrymi roślinami pod względem produkcji owoców, z których możemy robić wina jakościowe. Te najnowsze zdobycze genetyczne wiele obiecują i prawdopodobnie kiedyś wina robione z nich, będą miały szansę być równie dobre, a momentami nawet lepsze od vinifer. I puentując – w ciemno wielu, nie tylko początkujących, ale i specjalistów, daje się zwieść, jeżeli już nie schodzimy na cechy odmianowe, chociaż tutaj też czasami zdarzają się dobre, jakbyśmy powiedzieli podróbki. Degustacja w ciemno to jest coś, co obnaża wszystkie uprzedzenia, wszystkie nie do końca uprawnione poglądy. Jako ciekawostkę powiem, że na moich degustacjach w ciemno pojawia się Polonez czerwony. Zawsze jest przebojem, w porównaniu z jakimś dobrym winem viniferowym polskim albo zagranicznym. Nie mówię, że zawsze wygrywa, ale gdy odsłaniam butelkę to zawsze jest zdziwienie.
RF: Ja protestuję. Solarisa zawsze da się rozpoznać w ciemno. Niestety w znakomitej większości przypadków nie jest taki, jak twój Kasiu. Obiecałem powiedzieć to publicznie, że wypiłem przedwczoraj solarisa od Kasi i był dobry. Natomiast hybrydy czy vinifery? Wino ma być po prostu dobre, także panie Bartoszu, proszę nie dzielić Polek i Polaków.

PK: Ja się zgadzam z Radkiem i to należy podkreślić, że ludzie, jeżeli wybierają wino po szczepie, to dlatego, że słyszeli o tych szczepach. I jeżeli byśmy zaczęli wnikać w vitis vinifera, to okaże się, że oni znają najczęściej pięć lub sześć tych najbardziej rozpoznawalnych szczepów. A jeżeli zaczniemy im podawać nazwy, które nie są tak popularne, to będzie to dla nich wszystko jedno, czy to jest vinifera czy to jest hybryda.
BW: Mówiliście o tych gościach, którzy przychodzą na degustację. Czy waszym zdaniem ich wymagania się zmieniły?
MK: Myślę, że jeżeli mówimy o tej grupie świadomej, pijących wino polskie, to zmieniło się dużo. Przede wszystkim przybyło osób, które wiedzą, co chcą pić i co piją. Myślę, że dużo się tutaj zadziało jeśli chodzi o świadomość. Wraca temat odmian, z jakimi się konsumenci spotykają. Myślę też, że ci wszyscy ludzie są takimi ambasadorami polskiego wina, bo przecież jeżeli ktoś już je pije, kupuje polskie wino, to kiedyś ono trafia na stół i prawdopodobnie trafia też do tych, którzy nie mają pojęcia o tym winie, więc trzeba o nich o nich dbać, organizować jak najwięcej degustacji, szkoleń i tym podobnych rzeczy, bo ten typ naszej aktywności przynosi pożytki w postaci nowych konsumentów. Tych, którzy odwiedzają wine bary, tych którzy pojawiają się na festiwalach. Ja myślę o tym generalnie bardzo pozytywnie. Jeżdżąc po Polsce, dosyć intensywnie spotykając się z rozmaitymi winopijcami. I chcę zaznaczyć, że jak się jest w tej swojej bańce i czasami człowiek jest już tym zmęczony, to jak widzi się entuzjazm ludzi, którzy odkryli polskie wino i opowiadają, że pojechali gdzieś, próbowali, że sobie już kolekcje zakładają polskiego wina. To jest niesamowicie motywujące, bo widać, że temat ładnie się przyjął i jest tu potencjał na przyszłość.
KK: Dla mnie sposobem na możliwą nudę, która by się pojawiła w tym o czym opowiadam słuchaczom czy uczestnikom degustacji jest to, że ciągle staram się wymyślać coś nowego. Mariusz wspomniał, że z naszego punktu widzenia prezentowanie po raz kolejny pewnych elementów związanych z polskim winem może być już odrobinkę nużące, ale już w tej chwili nie mamy problemu z tym, żeby sobie z tą, w cudzysłowie, nudą radzić. To znaczy dla mnie bardzo fajne jest to, że jakikolwiek temat degustacji bym sobie zamarzyła i wymyśliła, to bez problemu mogę znaleźć sześć albo osiem butelek polskiego wina, które będą ten temat świetnie ilustrowały. I to jest coś, co robię nie tylko dla siebie, żeby to dla mnie nie było nudne, ale przede wszystkim robię to dla konsumentów, uczestników degustacji, bo oni zaczynają coraz więcej wymagać. Ich pytania i sugestie są już często bardzo precyzyjne, bardzo konkretne i stawiające mi różnego rodzaju wyzwania. Co ciekawe jest tak też na degustacjach, które ja nazywam stricte rozrywkowymi, czyli takich, gdzie spotykamy się głównie dla przyjemności, nie rozdrabniamy się nad szczegółami technicznymi. Tam też ludzie zadają bardzo konkretne pytania. To już nie jest wyłącznie picie, to jest przyjemność degustacji, czyli zwracają uwagę na to, co konsumują, jak i dlaczego. I też nie mogę nie wspomnieć o kontekście enoturystycznym, to znaczy ci wszyscy ludzie, prawie wszyscy, których spotykam na swoich degustacjach i warsztatach, mają już bardzo dużo wspomnień z winnic. Czyli to wszystko się ładnie składa, tworząc w głowach wielu ludzi, jakiś obraz polskiego wina i to bardzo cieszy. Oczywiście, są też początkujący, ale to podejście początkujących jest też bardzo pozytywne, czyli jakbyśmy to powiedzieli kolokwialnie, podchodzą z ciekawością i otwartymi głowami i dlatego tak miło robić to co robimy na degustacjach.
BW: Radku a kto jest zainteresowany nauką w praktycznej szkole winiarstwa, jaką jest Podkarpacka Akademia Wina w Jaśle?
RF: Mogę się pochwalić, wczoraj inaugurowaliśmy w Podkarpackiej Akademii Wina dziesiąty rocznik! Mamy zatem spory przegląd profilu przyszłych polskich winiarzy. Najmniej jest tam rolników. Jak to zwykle bywa, jest zupełnie inaczej niż logika podpowiadałaby, że to nie rolnicy przekształcają swoje gospodarstwa w nowoczesną jak na Polskę formę uprawy. Zazwyczaj są to ludzie, których przygoda z winem zaczyna się od tej fascynacji konsumenckiej. Odkrywają, że w Polsce jest wino, zaczynają próbować tego wina, poznają naszą sympatyczną, wewnątrz bańki, kulturę i zastanawiają się, czy nie mogliby stanowić jej części. Więc winnice najczęściej zakładają przedstawiciele wolnych zawodów, przedsiębiorcy, architekci, prawnicy, lekarze. Rolników jak na lekarstwo, chociaż też występują. I to są w rolnicy, których raczej należałoby nazwać właścicielami ziemskimi.
BK: Czy na marzeniach o wielkiej, pięknej winnicy się kończy?
RF: Czasami tak, ale coraz częściej faktycznie te marzenia są realizowane. Niekiedy od razu z dużym przytupem, z wielohektarową czy nawet kilkunastohektarową winnicą i to u samego początku projektu. Pojawiają się koncepty, które mają być nie tylko przyjemne, nie tylko paradne, ale też biznesowe. Często też, tak jak to zwyczajowo robiliśmy w tym kraju od ostatnich dwudziestu lat, są skromne początki w postaci kilkuarowej winnicy, żeby się czegoś nauczyć, spróbować, dowiedzieć, a potem zwykle kończy się tak, jak to się kończyło przez te dwie ostatnie dekady. Od pięciu arów do pięciu hektarów.
MK: Myślę, że sporą pracę, jeśli mogę, tak powiedzieć wykonały wszystkie imprezy winiarskie, święta, festiwale itd., gdzie ktoś przechodząc na przykład przez wrocławski rynek spróbował wina, spotkał winiarza i porozmawiał z nim. Zresztą często, jak ten temat wypływa na degustacjach rozmaitych, to widzę, że to jest jeden z takich czynników motywujących ludzi do wyjazdu. Spotkanie z winem, które okazało się winem lokalnym czy z winiarzem, do którego mamy nie więcej niż pół godziny drogi od swojego domu i okazuje się, że wcale nie trzeba urządzać specjalnej, dużej wyprawy by takiego winiarza, winiarkę czy wino spotkać. Więc to jest pierwszy taki element. Jestem bardzo ciekaw waszego zdania na ten temat, ale ja w jasnych barwach widzę ten rozwój spotkań winiarz-konsument. Spoglądam na gospodarstwa, które dosyć długo działając na rynku, opierały się enoturystom, sprzedawały wino, ale jakieś specjalnej oferty dla ludzi nie było. Teraz są rozmaite pop upy, jak to się teraz modnie mówi, czy w mniejszych grupach organizowane spotkania w winnicach. Myślę, że tego rodzaju przedsięwzięcia będą częściej się pojawiać w Polsce. Warto też, przy okazji naszego podsumowania, zwrócić uwagę na taki wielki debiut jakim w ubiegłym roku była Winnica Dom Charbielin. Właściciele otwierając ten projekt, wiedzieli, że chcą się nastawić na ten typ działalności, że mają otwarte wrota dla gości i łączą to ewidentnie z samą produkcją wina. I uważam, że wiele nowych przedsięwzięć winiarskich, które się pojawią, będzie już mieć taką gotową propozycję enoturystyczną. Ciężko nie zauważyć potencjału, jaki w tym tkwi, bo też i statystyki i dane z Europy pokazują, że to jest coś co z automatu trzeba zaproponować, żeby maszynka zaczęła ładnie pracować, ale oczywiście są też winiarze, którzy z różnych powodów, braku czasu czy problemów organizacyjnych, nie mogą sobie pozwolić na uruchomienie takiej propozycji. Tak, enoturystyka to wjazd w jasny tunel do sukcesu winiarskiego.
BW: Kasiu, a czy ta polska enoturystyka w ubiegłym roku odbiegała mocno od poziomu enoturystyki europejskiej?
KK: Mówisz o poziomie usługi? To znaczy są miejsca, które jak najbardziej mogą się już równać z najfajniejszymi miejscami w różnych częściach Europy. Są takie, którym jeszcze troszeczkę brakuje, ale tak było zawsze. Tak jak wspominałeś, pandemia faktycznie paradoksalnie pomogła. Pomogła polskiej enoturystyce, ponieważ zmotywowała enoturystów do wybrania się do polskich winnic, a klasycznych turystów do zostania enoturystami. Winiarzy zmotywowała do przygotowania się na przyjmowanie gości, nawet jeśli wcześniej albo nie chcieli, albo nie mieli na to czasu. Muszę powiedzieć, że w tym roku moja dusza analityczna bardzo cierpi, bo jeżeli chodzi o enoturystykę, nie mamy twardych danych, nie mamy żadnych narzędzi formalnych czy statystycznych, które by takie dane zbierały. Natomiast z tego, co ja dla własnych potrzeb i z własnej ciekawości próbuje zebrać od winiarzy, to jest takie wrażenie, że ten rok był dla niektórych troszeczkę słabszy. Oczywiście, tutaj mamy dwa czynniki. Po pierwsze wszystkie historie pandemiczne, czy te formalne, czy te w naszych głowach się skończyły, więc duża część Polaków jednak wyjechała za granicę i zupełnie inaczej spędzała swoje wakacje. Druga rzecz, o której nie możemy zapominać, to ekonomicznie ten ubiegły rok dla wielu ludzi był troszeczkę słabszy. Pojawiają się więc głosy winiarzy, że czy enoturystycznie, czy sprzedażowo w sensie detalu i w sensie klienta indywidualnego było troszeczkę słabiej. Natomiast większość miejsc, która przygotowała się już na enoturystów, świadczy te usługi enoturystyczne i widzi w tym dużą część swojej działalności, z powodzeniem przyjmuje wielu gości. Generalnie idziemy do przodu, ale wydaje mi się, że w indywidualnych przypadkach mogło być malutkie wahnięcie w dół.

BW: To czego waszym zdaniem brakowało w enoturystyce w ubiegłym roku?
RK: W enoturytyce nieustannie brakuje zaplecza, to jest oczywiste. Na tym etapie rozwoju budujemy dopiero tę infrastrukturę. Sporo winnic przyjmuje już gości, pokazuje się w okolicy, na różnego rodzaju festiwalach, ale niekoniecznie ma do tego warunki. Oczywiście to się dynamicznie zmienia, bo te warunki niewątpliwie są potrzebne. Nie do końca uważam, że warto porównywać tutaj takie najmniejsze polskie gospodarstwa winiarskie z tymi topowymi przestrzeniami się w Europie, które są wyspecjalizowane w przyjmowaniu gości. Zaznaczmy, że i w Europie bywają bardzo, bardzo nieciekawe miejsca, gdzie mają dobre wina, ale zaplecze jest niekiedy bardzo kłopotliwe i to delikatnie mówiąc. W Polsce sytuacja bardzo poprawia się. Myślę, że jest to praca organiczna, którą trzeba nieustannie wykonywać, która całkiem dobrze polskim winiarzom idzie. Widzą, co robią sąsiedzi, widzą, co działa u sąsiadów. Szybko się podciągają. Przecież nie może być tak, że sąsiad ma ładniejszy płot. I ta tendencja na pewno się utrzyma. Jest to budujące.
BW: Rozmawialiśmy o modzie na polskie wino, ale powiedzcie jakie wina były w ubiegłym najbardziej popularne. Co się piło?
PK: Musiaki i pomarańcze, chociaż to nie jest coś nowego. Ta tendencja utrzymuje się, ale biorąc pod uwagę rozwój polskiego winiarstwa, właśnie pod kątem tych win musujących i powstające nowe winnice i festiwal Muśnięci, który jest taką odpowiedzią na to zapotrzebowanie gości, którzy przychodzą i pytają o musiaki, również z włączeniem pet- natów, które są strasznie modne, takie hipsterskie wina młodzieżowe. Co tu dużo mówić, są bardzo ciekawą propozycją. Myślę, że pet-naty z tym kapslem są odpowiedzią na potrzeby gości, którzy częściej sięgają po piwo. Butelka wina z kapslem jest czymś bardzo otwierającym ludzi, którzy właśnie w pierwszej kolejności pomyśleliby o piwie, a tutaj proszę, bardzo – kapselek, bąbelki, lato, wino nie bardzo zobowiązujące, nie stawiające wysokiej poprzeczki. Wino, przy którym przyjemnie jest spędzić czas.
BW: Mariuszu, a czy mieliśmy zestaw hitów? Modnych win, które świetnie się piło i każdy winiarz chciał je mieć, właśnie ze względu na to że były modne?
MK: Patrząc od strony zaplecza, to myślę że souvignier gris jest taką odmianą, która weszła do polskich upraw. Winiarze bardzo ją sobie chwalą, zarówno pod kątem uprawy, jak i jakości wina, jakie powstaje z tego szczepu. Jeżeli miałbym mówić o takiej wewnętrznej modzie to właśnie souvignier gris jest takim przebojem. Wiem też, że wielu winiarzy planując nowe nasadzenia myśli między innymi souvignier gris. I oczywiście wina musujące. Nie wiem czy to prosecco wypracowało tę modę, czy też dwóch Francuzów (Janek Smolis z Winnicy Smolis i Guillaume Dubois z Winnicy Gostchorze – przypis BW), którzy w wielkim trudzie, ale udanie promują wina musujące. Niemniej bardzo się z tego cieszę, bo w Polsce jest wielki potencjał na takie wina.
KK: Ja zacznę od tych tych musiaków, o których wspomnieliście. Tak, to to była ewidentnie najbardziej popularna moda w ubiegłym roku. I tutaj te czynniki, o których mówiliście są pośrednie, bo tak naprawdę musiaki są dla nas fajne fizjologicznie. Mówiąc najprościej one powodują, że nas uszczęśliwiają, kojarzą się z czymś wyjątkowym, natomiast jeżeli mamy je wydaniu pet-nata albo wydaniu takim, które u nas się zaczęły pojawiać, czyli dwutlenek węgla jest dodawany by proces produkcji był prostszy i łatwiejszy, to chętniej po takiej wina sięgamy. Mamy w nich połączenie wyjątkowości z mimo wszystko prostą rzeczą. I jest coś jeszcze charakterystycznego nie tylko dla minionego roku. Zaczyna się pojawiać picie polskiego wina już nie w wyjątkowych okolicznościach. Nie chcę powiedzieć, że to staje się winem codziennym, bo dla bardzo wielu ludzi tak nie jest, nie tylko ze względu na cenę, ale też ze względu na różne inne okoliczności. Natomiast zaczynamy to polskie wino pić tak po prostu, to już nie jest wielkie wydarzenie. Oczywiście chodzimy na degustacje, chodzimy na różnego rodzaju imprezy, gdzie te okoliczności są wyjątkowe, ale coraz częściej zdarza się, że pijemy wino w sposób normalny, niezobowiązujący i dla przyjemności, często winnicy, na kocyku, na leżaczku i myślę, że warto się trzymać czegoś tak bardzo przyjemnego.
RK: Nie chcąc być skazanym na powtórki, włożę kij w mrowisko.
BW: Czyżby solaris?
RK: Jestem jak najbardziej po stronie egalitaryzmu jeżeli chodzi o wino. Ściągnijmy te obrusy ze stołów, zgaśmy świece, wino pijmy pod drzewkiem z kubeczków. Absolutnie zgadzam się też z estetyką tych pet-natów. Kolorowe butelki, kapsle to, co nam się dobrze kojarzy z cydrami czy z piwami rzemieślniczymi, bo to w te klimaty mniej więcej te butelki nas wprowadzają. Wszystko to jak najbardziej tak, ale niekoniecznie zawsze zawartość tych butelek mnie cieszy. Ja wierzę, że musiaki zawsze były klasyką i to nowo odkrytą klasyką w Polsce i że będą trwałym trendem. I jednocześnie ufam, że ten trend czy moda na pet-naty szybko minie albo winiarze nauczą się wreszcie produkować je tak, żeby były nie tylko ładne, ale też pijalne.
KK: Niektórzy umieją to robić.
RF: Niektórzy tak, niektórym to wychodzi, ale niestety jest też wielu przekonanych, że potrafi, bo to takie proste. Wystarczy niegotowe wino wlać do butelki i zamknąć kapslem. Raczej naraża się w ten sposób nasze zdrowie i życie na niebezpieczeństwo niż karmi nasze zmysły. Bardzo mnie cieszy, tu za Kasią powtórzę, trend robienia takich prostych bezpretensjonalnych win musujących poprzez saturację. Nie ma w tym nic złego.
BW: Dodawanie dwutlenku węgla.
RK: Dokładnie tak i żadna to infamia. Są to bardzo przyjemne butelki, które się robi w całości na jednym posiedzeniu, co zdarzało mi się w tym roku wielokrotnie. Są już dobre przykłady, z takich najbardziej zapamiętanych, to choćby wino z Folwarku Pszczew czy od Marka Raka z Winnicy Kazimierskie Wzgórza. To są naprawdę ładne, miłe wina musujące. Nie zawsze oczekujemy od tej butelki wielkości, nie zawsze chcemy nad tym cmokać, czasem chcemy po prostu się tym cieszyć, więc to jest akurat bardzo fajny kierunek.
BW: Czas zapytać o niedaleką przyszłość, czyli ten rok – 2024. I tu pytanie do Patrycji. Co chciałabyś, żeby się wydarzyło w polskim winie, w tym roku.
PK: Ja bym chciała, żeby polskie winiarstwo wciąż rozwijało się, tak, jak się rozwija. Nie oczekuję jakichś fajerwerków, oczekuję tego, że będzie się ten rynek też stabilizował. Pewnie marzeniem każdego z nas jest, żeby było jak najwięcej win dobrych, i żeby te średnie i słabsze znikły, ale jeżeli sobie popatrzymy na rynki tych gigantów winnych typu Hiszpania, Francja, to tam jest bardzo dużo kiepskich win i te wina za dwa euro, o których opowiadają nasi znajomi, zdziwieni tym, że to nie było dobre wino. Ja potwierdzam, że nie spotkałam się we Włoszech z winem za dwa euro z supermarketu, z którego miałabym przyjemność. Życzę więc polskiemu winiarstwu, by inwestowało w te dobre butelki, nawet jeżeli one będą trochę droższe i żebyśmy my, ludzie związani z winem, podkreślali, że te butelki są droższe, ale wino na tym samym poziomie ze znanych krajów winiarskich też będzie droższe. I że to jest tylko mrzonka, że bardzo dobre wino będzie super tanie.
MK: Ja bym, tak prywatnie chętnie spróbował win z odmian, których nie ma jeszcze w Polsce.
BW: Chciałbyś posadzić takie odmiany?
MK: Nie. Chciałbym spróbować już gotowego wina, bo wiem, że w różnych winnicach trwają jakieś eksperymenty. Bardzo cieszę się, że na przykład Kamil Barczentewicz odpalił blaufrankischa, którą to odmianę bardzo sobie cenię. Zwróćmy uwagę, że Polska przy tej dynamice rozwoju, przy tych nowych winnicach, stosunkowo zachowawczo podchodzi do nowych odmian. Co mnie nie dziwi, bo jest to zawsze pewne ryzyko finansowe a przecież wolimy śpiewać te piosenki, które znamy. Winiarze, troszkę taką bezpieczną drogą idą, ale jeżeli pytasz tak prywatnie, to chętnie bym właśnie spróbował udanych win z odmian, które nie są w Polsce albo uprawiane, albo gdzieś są tylko po jakiś zakątkach, eksperymentalnie sadzone. Liczę, że to się jakoś rozwinie. Z drugiej strony, ciekaw jestem, czy sztuczna inteligencja wkroczy do polskiego wina, ale wiem, że bez wątpienia będziemy to obserwować. Sztuczna inteligencja w zeszłym roku została zaprzęgnięta i do oceny wina, i tu fenomenalny eksperyment szwajcarskich naukowców, którzy wykazali, że sztuczna inteligencja była w stanie rozpoznać wina z konkretnego regionu. Zaprzęgnięto też sztuczną inteligencję do rekomendacji winiarskich. Spodziewam się, że w przyszłości powstaną jakieś aplikacje, a sztuczna inteligencja na podstawie danych technicznych wina i naszych preferencji czy danego oczekiwania, będzie nam podpowiadać konkretne wino. Zaprzęgnięto też sztuczną inteligencję do samej produkcji wina. Długo by o tym opowiadać, można sobie o tym poczytać. Nie sądzę, żeby ona wkroczyła tak jakoś bardzo mocno do polskiego wina, ale to jest element, na który na pewno warto zwracać uwagę i obserwować, bo to ciekawa rzecz. I na pewno spodziewam się odkrycia kolejnych, nowych „polskich Toskanii”(śmiech).
BW: To jest oczywiste! A coś jeszcze bardziej przyziemnego – Radku
RF: Ja jeszcze muszę odnieść się do tej sztucznej inteligencji, bo trochę mnie to niepokoi. Niepokoi mnie to, że skoro sztuczna inteligencja potrafi wino produkować, to może niedługo zastąpi nas też w piciu.
MK: Ale nie napiłbyś się ze sztuczną inteligencją? Bo ja chciałem ci powiedzieć, że odbyłem, kiedyś rozmowę na temat polskiego wina, m.in. ze sztuczną inteligencją i kiedy zadałem pytanie ostatnie czy się ze mną napijesz – to zawiesiła się! Nawet wrzucałem screeny do internetu z tego eksperymentu.
RF: Nikt się z tobą Mariuszu nie odważy. Natomiast jest dużo takich elementów, które już w przyszłość zapowiadają. Jeśli chodzi o ten rok to powoli pojawiają się stare projekty winiarskie, które dojrzały do tego, żeby karczować chwasty. Odmiany, które oczywiście wykonały swoją pracę te paręnaście lat temu, które nie do końca mają zastosowanie już we współczesnym polskim winiarstwie, jeżeli chodzi o nasze doświadczenia i jeżeli chodzi o zmieniający się klimat, także niektóre można by sobie przyciąć przy samej ziemi i nie będzie to żadna strata dla polskiego winiarstwa. Niekoniecznie nawet mówię o tej jednej, która niewątpliwie jest koniem pociągowym polskiego winiarstwa, chociaż słyszałem, że w ubiegłym roku niektóre winnice wreszcie pozbyły się solarisa. Natomiast jeżeli miałbym taką listę życzeń osobistych złożyć, bardzo dla mnie subiektywnych, chociaż pewnie i dla was podobnych, to chciałbym, żeby ci winiarze, którzy już stoją twardo w tym winiarskim świecie i technologicznie są doświadczeni i rynkowo mają mocną pozycję, wykazywali trochę więcej odwagi, żeby się pojawiało coraz więcej win specjalnych. Wspominaliście o pomarańczach, każda maceracja dłuższa niż pół godziny, mnie osobiście bardzo cieszy, są coraz odważniejsi winiarze, także w tej materii. Niezwykle mnie cieszy też, że przestajemy bać się cukru i mówię tutaj zarówno o winach z cukrem resztkowym, jak i o winach słodkich, bo to było jakieś tabu. Coraz częściej wychodzimy z jakiegoś, takiego zupełnie niesłusznego poczucia obowiązku, że musimy kanonicznie robić wino wytrawne, a coraz częściej robimy wino po prostu dobre, czyli dbamy nie tyle o zerowy cukier, co harmonię w tym winie. Jest to wyzwanie, bo wbrew pozorom technologicznie utrzymanie tego cukru resztkowego czy wina w stabilnych warunkach jest wyzwaniem. Ale cieszę się, że po to wyzwanie sięgają doświadczeni winiarze, którzy potrafią sobie z tym poradzić i żywioł okiełznać.
MK: Dorzucę jeszcze jedną sprawę, bo przyszła mi do głowy postać ważna w polskim winiarstwie, czyli Krzysiek Federowicz, Winnica Miłosz. I tu dwa elementy. Myślę, że warto wspomnieć o jego książce „Zaświaty”, która znalazła się w finale literackiej nagrody Nike i fenomenalnie łączy właśnie literaturę z elementem historii winiarskiej oraz z samym autorem, który jest przecież uznanym winiarzem, więc ten okruszek chcę dorzucić do podsumowań, a co do przyszłości, co też związane z Krzyśkiem, w tej chwili jest taki moment, gdzie jest etap podpisywania petycji ponieważ w Zaborze, niedaleko winnicy Krzysztofa są miejsca, gdzie rosną stare, zdziczałe już winorośle. One są oznaczone przez ampelografów, wiemy, jakie są odmiany itd. No i okazało się, że w tym miejscu historycznie winiarskim ma przebiegać droga, co Krzysztofa i tamtejszych winiarzy bardzo zaniepokoiło. Zwłaszcza że jest alternatywa, by planowana w tym miejscu trasa przechodziła obok, nie niszcząc historycznych winorośli i tego właśnie dotyczy petycja. Więc a propos takich życzeń rozmaitych to chciałbym, żeby miało to dobry finał, żeby droga sobie poszła bokiem, a udało się to miejsce wpisać do rejestru zabytków.
BW: Myślę, że to też jest dobra prognoza dla winiarzy i takie życzenie, że warto angażować się w to miejsce, w miejsce w którym pracują, bo pracują nie tylko tu i teraz, ale trochę mówiąc, górnolotnie, nie dla siebie.
MK: Tak i o tym też opowiada książka Zaświaty Krzysztofa Fedorowicza.
BW: To teraz Kasia zamknie w tym naszym podsumowaniu prognozy i życzenia.
KK: Polska to dziwny kraj i Polacy dla mnie cechują się bardzo mocną, taką piękną, ułańską fantazją i to jest bardzo dobre. Ten rozwój naszego winiarstwa jest fantastyczny, dynamiczny, natomiast my idziemy swoją drogą i to też nie jest złe, natomiast ja bym sobie życzyła, żeby ta nasza droga zaczęła się coraz bardziej zbliżać do tych dróg, które już są troszeczkę przedeptane w krajach rozwiniętych winiarsko i z dłuższą historią. Po pierwsze chciałabym, żeby lepiej rozwinęło się u nas dopasowanie jakości wina do ceny, czyli trochę nawiązując do tego, co mówiła Patrycja. Polskie wina muszą być droższe, bo z wielu względów obiektywnych one muszą być droższe. Natomiast ja bym chciała, żeby nie wszystkie polskie wina były premium. Ja bym chciała, żebyśmy nauczyli się nazywać polskie dobre wina, tylko winami dobrymi, natomiast to premium zachowali tylko dla pojedynczych butelek, które faktycznie na to premium zasługują. Po drugie bym sobie życzyła, żebyśmy nauczyli się pić polskie wino tak po prostu, czyli to, o czym już mówiliśmy, a po trzecie już tak, w takich zupełnie technicznych i przyziemnych tematach to wydaje się, że zacznie się coś, co funkcjonuje już w wielu krajach winiarskich od takiej strony technicznej, to znaczy najprawdopodobniej pojawią się u nas miejsca, gdzie będzie można oddać swoje owoce do zrobienia wina, czyli nie trzeba będzie być od razu wprawnym enologiem i producentem z wielkim rozmachem. Będzie można zacząć od winogrodnictwa, będzie można tylko uprawiać i poprosić profesjonalistę, żeby te wina zrobił. Może jeszcze nie spółdzielnia, aczkolwiek kiedyś też pewnie nas to czeka, natomiast będziemy mieć właśnie takie elementy profesjonalizacji, czyli ktoś inny może uprawiać, ktoś inny może produkować. Jeżeli chodzi o enoturystykę, to jeżeli zachowamy aktualne tendencje i aktualną dynamikę, to też będzie bardzo dobrze. Czyli ja bym chciała, żebyśmy tak troszeczkę zaczęli już to nasze winiarstwo traktować, nie chcę, powiedzieć, że normalnie, ale tak mniej fantazyjnie.
PK: To ja jeszcze dodam jedno, bo pomyślałam sobie o degustacjach, które bardzo lubię organizować. I zwróciłam uwagę na te zmiany, które nastąpiły, kiedy otworzyliśmy Dzikie Wino na Kleparzu, z twoją Bartku nieocenioną pomocą. Te pierwsze nasze degustacje, również wspólne, polegały na spotkaniu z winiarzem i to były fantastyczne spotkania, gdzie winiarz przywoził swoje wina, opowiadał o nich i to były świetne rozmowy. I w ciągu tych dwóch lat zauważyłam taką możliwość i jest to bardzo optymistyczne i bardzo cieszy, że po pierwsze tych degustacji spotkań z winiarzem pojawiła się w Krakowie więcej i świetnie. I w związku z tym pojawiła się też przestrzeń, żeby degustacja nie była tylko rozmową, właśnie z jednym winiarzem, ale to, co zaczęliśmy tu z Mariuszem Kapczyńskim, żeby to było połączenie, żeby łączyć różne tematy z Krzyśkiem Fedorowiczem. Rozmawialiśmy właśnie o winie i o literaturze i zaprosiliśmy tutaj Michała Rusinka, przedstawiciela zupełnie innego świata, świata literatury. Udała się też świetna degustacja czerwieni z Nestorem Kościańskim z Winnicy Moderna. I tu też to było takie bardzo pozytywne zaskoczenie, że byli ludzie, którzy postanowili przyjść, spróbować wina z jednego szczepu i była to degustacja pionowa, ale no to już trzeba mieć jakąś taką dużą wiedzę winiarską, żeby przyjść spróbować win z jednej winnicy i z jednego szczepu. Trzeba być już naprawdę świadomym odbiorcą i to jest super, że to się udaje i że nadal są ludzie, którzy właśnie są ciekawi zupełnie nowych podejść do tematów i tutaj wierzę, że właśnie w tym, co stronę będziemy szli, to może być ciekawe.
BW: Naszym gościom dziękujemy za spotkanie. Polskim winiarzom życzymy dobrego winiarskiego roku, a nam wszystkim wielu zaskoczeń winiarskich. Zapraszamy do słuchania naszych podcastów o winie i enoturystyce nie tylko w Polsce. Warto cyklicznie zaglądać również do kwartalnika Trybuszon – magazynu winiarskiego dla każdego, teraz mamy wydanie specjalne w całości poświęcone polskim regionom winiarskim i enoturystyce.

Podsumowanie Polskie Wino 2023 &2024 również w wersji do posłuchania na naszej stronie
Możecie posłuchać również Podsumowań Polskie Wino z lat poprzednich:
A pierwsze historyczne podsumowanie Polskie Wino 2020 & 2021 wyglądało tak: